Dziś wywiad z kimś wyjątkowym, kobietą o wielu talentach i
pasjach. Nadia Szagdaj jest nie tylko pisarką, lecz także reżyserką, śpiewaczką
operową, wiolonczelistką oraz fotografką. Zasłynęła głównie dzięki serii
"Kroniki Klary Schulz", która porównywana jest do kultowych,
klimatycznych powieści Agathy Christie.
Recenzję ostatniej powieści pt. "To nie jest
amerykański film", mogliście niedawno przeczytać na moim blogu:
Życzę ekscytującej lektury!
1.Jest Pani
wiolonczelistką i śpiewaczką operową. Kto zaraził Panią miłością do muzyki i
śpiewu?
Muzyczne wychowanie odebrałam od rodziców, którzy jednak
sami nie są muzykami. Ale z pewnością melomanami. Wiolonczela to nie był mój
wybór. Chciałam być pianistką. W końcu i na fortepianie nauczyłam się grać.
Śpiew przyszedł naturalnie. To była ta prawdziwa, pierwsza, świadoma miłość, z
którą się nie rozstaję, choć nie pracuję jako muzyk. Muzykiem pozostaje się do
końca życia, nawet jeśli nie zarabia się na muzyce.
2.Co
sprawiło, że odważyła się Pani rozpocząć karierę pisarską? Jak wspomina Pani
swoje początki?
Te początki wynikły z… problemów w nauce. Pisać zaczęłam,
chcąc nadrobić zaległości z lekcji języka polskiego (i podlizać się
nauczycielce, której w gruncie rzeczy zawdzięczam miłość do tego zajęcia). Gdy
ukończyłam liceum, brakowało mi tych rozpraw, pisemnej polemiki, poezji,
emocji, związanych z pisaniem. Zaczęłam więc robić to dla siebie. A z czasem
stało się to moim zawodem.
3.Muzyka
jest ważnym elementem w Pani życiu. Czy towarzyszy ona Pani również w procesie
pisania książki? Czy te pasje zawsze wzajemnie się uzupełniają?
Sztuka ma to do siebie, że składa się z wielu elementów.
Osobiście znam wielu ARTYSTÓW podobnych do mnie (tak, celowo użyłam tego
słowa), którzy grają, piszą i na przykład malują, łącząc swoje pasje i talenty
w jedną całość. Jestem artystką. Artystką pisarką. Nie rzemieślnikiem, nie
wyrobnikiem, piszącym w ciemnym pokoju po osiem godzin dziennie, byleby
„termin” zgadzał się z kontraktem. Piszę, kiedy mam wenę. Tak samo jest z każdą
inną częścią mojej artystycznej natury. Wracam do niej, kiedy nadchodzi czas.
Dzięki temu urozmaicam sobie czas, nigdy nie tracąc kreatywności.
4.Co jest
najtrudniejsze w procesie tworzenia powieści?
Wyczucie postaci. Poznanie jej charakteru, który potem
wpłynie na jej losy i całą powieść. I może to wydaje się dziwne, ale ja zawsze
zostawiam moim postaciom pole rozwoju. Kiedy piszę dialog, nigdy nie trzymam
się reguł, schematów. Pozwalam moim postaciom żyć, wchodzić w interakcje i
tworzyć akcję ze mną. Tak widzę mój proces twórczy, mimo, że pewnie parę osób
zastanawia się teraz: „Co on bierze? Ja też chcę.” Ale myślę, że tym właśnie
między innymi charakteryzuje się to artystyczne podejście do literatury i
innych dziedzin sztuki.
No i poza tym trudno czasem być jednocześnie szefem i
pracownikiem, odnośnie tych kontraktowych terminów u Wydawcy, ale to osobny
temat.
5.Skąd
czerpie Pani inspirację?
Ze względu na charakter moich książek, aż boję się używać
słowa inspiracja. Niestety, poza tym, że większość pomysłów na książki po
prostu mi się przyśniła (tak, takie właśnie mam sny…), to mimo wszystko, często
posiłkuję się sprawami, które naprawdę miały miejsce. Szczególnie gdy chodzi o
uzasadnienie dla czynów, podawane przez, na przykład, morderców, podczas
przesłuchań. Żaden zdrowy na umyśle człowiek by na to nie wpadł… Ja też.
6.Czym
według Pani charakteryzuje się dobry thriller?
Każda dobra książka, nie tylko thriller, to bohaterowie.
Jeśli są miałcy, papierowi, a ich zachowanie nie jest poparte logiką i
kierującymi człowiekiem emocjami, powieść też taka będzie. W kryminale, czy
thrillerze nie ma miejsca dla super bohaterów. Jeśli chcę poczytać o przygodach
Batmana, sięgam po Marvela. Thriller odbywa się w nas, czytelnikach. Dlatego
pisarz musi zadbać o odpowiedni poziom emocji, aby dreszczowiec wywoływał
dreszcze.
7.Czy zwykle
pisze Pani według ścisłego planu, czy zdąża się, że postacie wymykają się spod
kontroli i zaskakują swoją twórczynię?
Jak już wspomniałam, moje postacie żyją własnym życiem.
Dlatego czasem akcja powieści obraca się o sto osiemdziesiąt stopni i choć
gdzieś tam jest sporządzony przeze mnie plan, nawet nie staram się go trzymać.
Zazwyczaj kończy się to tak samo: po drugim punkcie z sześćdziesięciu, plan
jest do wyrzucenia. Ale kiedy tak się dzieje, wiem, że książka zaczęła „oddychać”.
8.Jakich
bohaterów łatwiej szkicować? Postacie pozytywne, czy może jednak zbrodniarzy?
Dobre pytanie! Myślę, że mimo wszystko największy wpływ ma
tu mój osobisty stosunek do danej postaci, bez względu na to, czy jest ona
pozytywna, czy nie. Postaci interesujące, z ciekawą przeszłości i nietuzinkowym
charakterem są zdecydowanie przyjemniejsze w procesie tworzenia. Takie, które
mają tajemnice, chodzące zagadki. Moją ulubioną postacią ze wszystkich, które
stworzyłam jest Gaspar Von Haas, pojawiający się w Sprawie Pechowca i Grande
Finale. Ale Adam z To nie jest Amerykański Film, jest zdecydowanie na drugim
miejscu.
9.Gdyby
mogła Pani zekranizować jedną ze swoich powieści, która by to była i kogo by
obsadzono w głównych rolach?
Najbardziej chciałabym zekranizować Tajemnicę Nathaniela.
Sama zaczęłam to robić (jako filmowiec i reżyser, przecież), ale nie mam
środków na nagranie czegoś więcej ponad „próbkę”. Ale pozytywne recenzje To nie
jest Amerykański Film, jak choćby ta od Pani, za którą serdecznie dziękuję,
coraz bardziej przekonują mnie, że właśnie moja ostatnia powieść byłaby dobrym
scenariuszem na porządny film. Co do aktorów… wolałabym nie mówić. Niestety,
filmowe wersje poniekąd odbierają nam przyjemność wyobrażenia sobie ulubionych
postaci w szczególny dla nas sposób. Nie chcę więc niczego narzucać moim
Czytelnikom, z szacunku do Nich właśnie.
10.Czy
zdecydowałaby się Pani na napisanie książki w duecie? Jeśli tak, to z kim
najchętniej i dlaczego?
Jeśli w ogóle, to tylko ze Stephenem Kingiem. Chyba, że
udałoby się powołać do życia Juliana Tuwima, Stanisława Lema, Jamesa Herberta,
J.R.R Tolkiena, lub Juliusza Słowackiego. Jeśli nie, to pozostanę przy Kingu…
lub samotności.
11.W powieści
"To nie jest amerykański film" wykazała się Pani mistrzowskimi
zdolnościami manipulacyjnymi. Nie sposób trafnie ocenić bohaterów, gdyż w
zasadzie nic tu nie jest jednoznaczne. Czy dużo wysiłku kosztuje Panią takie
zwodzenie czytelników, czy przychodzi to raczej z łatwością?
Dziękuję za to pytanie i te krzepiące słowa, w ogóle.
Szczególnie dlatego, że kosztuje mnie to bardzo wiele wysiłku. Dopracowanie
intrygi w taki sposób, jak to miało miejsce w LOVE, czy T.N.J. Amerykański
Film, to ciągłe wracanie do początku i przepisywanie treści, wyjaśnianie,
naprowadzanie, smaczki, gesty, pojedyncze słowa, które potem sprawią, że
Czytelnik powie „faktycznie!” Ale to jednocześnie świetna zabawa, nie przeczę.
12.W książce nie zabrakło brutalnych scen. Jakie emocje
towarzyszyły Pani w trakcie ich tworzenia? Czy musiała Pani robić sobie
przerwy, by ochłonąć, czy raczej kreśliła te opisy niczym w transie, z zamysłem
jak największego zszokowania czytelnika?
Zdecydowanie to pierwsze. Scenę, o której obie teraz myślimy
pisałam prawie dwa tygodnie. Było mi bardzo ciężko. Szczególnie, że przecież
narracja odbywa się tu w osobie pierwszej. Zawsze w takich sytuacjach porównuję
się do aktorów, którym granie pewnych postaci, odebrało zdrowie. Ja też muszę
uważać, by moje książki mnie nie pogrążały, gdy za bardzo się wczuwam. Niestety
nie zawsze jestem w stanie uniknąć konsekwencji. Prawdziwych, odczuwalnych…
13.Zakończenie, które wbija w fotel to niemal serce dobrze
nakreślonej historii. Czy zaczynając proces tworzenia zna już Pani ten finał,
czy może przychodzi on dopiero w trakcie?
To zależy od powieści. Zazwyczaj mam już A oraz Z, a reszta
powstaje w międzyczasie. Zakończenie TNJAF zaskoczyło jednak nawet mnie, co w
moim odczuciu, gwarantowało to „wbicie w fotel” Czytelnika właśnie. Cieszę się,
że ten zabieg się powiódł!
14. Czy ma już Pani plany na następną powieść?
Ba! Już ją piszę. Do tego w międzyczasie ukaże się kolejna
część Nowych Śledztw Klary Schulz, więc mogę śmiało stwierdzić, że rok 2019
jest wypełniony pracą, z czego bardzo się cieszę.
15. Po jakie książki sięga Pani najchętniej prywatnie?
Pewnie nie będzie to zaskoczeniem, jeśli powiem, że po
horrory Stephena Kinga? :-) Wciąż pozostaje on moim
numerem jeden. Uwielbiam też Johna Grishama, Deana Koontza i wymienionych już
przeze mnie klasycznych pisarzy. Ale ostatnio sięgam głównie po literaturę
faktu i naukową, która pomaga mi rozwijać wiedzę, niezbędną do pisania moich
powieści.
16. Czy jest coś, co chciałby Pani przekazać swoim
czytelnikom?
Myślę, że na tym etapie, to będą podziękowania.
Szczere, gorące podziękowania za czas, który poświęcacie
moim powieściom. Za to, że wciąż chce Wam się sięgnąć po słowo pisane, że
znajdujecie w tym radość i wracacie po więcej. Gdyby nie Wy, moje książki
stałyby na półce, zdane na łaskę moich dzieci. Fakt, że goszczą w domach wielu
z Was, jest wzruszający i szalenie budujący. Mam nadzieję nigdy Was nie zawieść
i zawsze oddawać w Wasze ręce dobre, dopracowane, „wbijające w fotel” powieści.
Dziękuję!
Bardzo dziękuję za poświęcony czas!
Ja także serdecznie dziękuję, także za wspaniałą recenzję. :-)
Bardzo ciekawe pytania i równie interesujące odpowiedzi. Przeczytałam z wielką uwagą i przyjemnością. 😊
OdpowiedzUsuńSuper wywiad :) przeczytałam go z wielka przyjemnością,ciekawe pytania i bardzo ciekawe i wyczerpujące odpowiedzi.Jeszcze nie czytałam książek tej autorki
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wywiad :) Lubię takie wpisy czytać, bo po pierwsze poznaję autorów, których wczesniej nie czytałam, a po drugie zachęcają mnie do sięgnięcia po ich twórczość ukazując ich od mniej literackiej a bardziej ludzkiej strony :)
OdpowiedzUsuń