"Ani żadnej rzeczy"
S. M. Borowiecky
Wydawnictwo: SZPALTA
Liczba stron: 320
Ocena: 4+/6
Zoja Pietrowna,
mieszkająca w Nowym Jorku, zostaje nagle ściągnięta do Polski, by pochować
swoją babkę, z którą zupełnie nie utrzymywała kontaktu. Kobieta straciła
rodziców, gdy była małą dziewczynką i odtąd opiekę nad nią sprawował surowy i
wymagający ojciec Bruno. Żyła w klasztorze z nadzieją, że babcia ją zabierze,
co niestety nigdy nie nastąpiło. Od momentu gdy zjawia się na plebani i poznaje
proboszcza, jej egzystencja wywraca się do góry nogami. Tu nie chodzi tylko o
drobne rodzinne tajemnice, jej całe życie, wszystko w co wierzyła, okazuje się
wielkim kłamstwem. Niestety nie ma czasu na żal i łzy, kobiecie grozi
śmiertelne niebezpieczeństwo. Co gorsza, zagrożona jest cała ludzkość.
Już od dawna byłam bardzo zainteresowana tą kontrowersyjną powieścią. Nareszcie mogłam ją poznać, a wszystko dzięki akcji Book Tour,
zorganizowanej przez Monikę, prowadzącą stronę Książkowa radość.
Tajemnice skrywane przez Kościół i Watykan z pewnością są
trudnym, szokującym tematem. Połączone ze sprawą nazizmu tworzą niesamowitą,
porywającą historię, która przeraża i po prostu wbija w fotel.
Niezwykle ciężko mi opisać ogrom emocji, jakie wywołała we mnie
książka. Od lat spotykam się z zagadnieniem obozów koncentracyjnych, ale za
każdym razem wstrząsa to mną równie mocno.
Nie jestem w stanie pojąć, jak człowiek mógł być zdolny do
takiego okrucieństwa. W tej pozycji opisane są głównie miejsca, gdzie więziono
i torturowano dzieci, co niejednokrotnie doprowadzało mnie do płaczu podczas
lektury. Myśli, że ta brutalna, niehumanitarna ideologia może być wyznawana
również w czasach obecnych, przyprawiały mnie o szał i strach.
"Ani żadnej rzeczy" wzbudza wiele kontrowersji,
głownie przez to, iż podważa śmierć Jezusa na krzyżu. Bardzo podobało mi się,
że do fabuły zostały wplecione historie dotyczące czasów, gdy Chrystus jeszcze
żył. Pojawia się tu również tajemnica Świętego Grala oraz postać Marii
Magdaleny. Tak więc jak sami widzicie, nie ma miejsca na nudę. Spodziewajcie
sie licznych refleksji i przemyśleń, co rzeczywiście jest prawdą, a co przed
nami umiejętnie zafałszowano.
Wracając do głównej bohaterki, przygody, a raczej
niebezpieczne sytuacje, które już na dobre zagościły w jej życiu, trzymają w
niebezpiecznym napięciu do ostatniej strony. Tajemniczy, mroczny klimat
zapewnia naprawdę świetną intrygę. Autorka doskonale nas zwodzi, sama pogubiłam
się kto rzeczywiście pomaga Zoi, a kto chce ją wykorzystać.
"Uratowałem ci życie, a teraz ty uratuj moje. Zabierz to, czego ci trzeba i odejdź."
Ta niepewność to kolejna zaleta, dzięki której chłonie się
każdą następną stronę. Muszę przyznać jednak, że tak mniej więcej w połowie
byłam trochę przytłoczona nadmiarem informacji i tempo czytania bardzo się zwolniło, ale gdy stopniowo wszystko zaczęło się wyjaśniać, to już nie byłam w
stanie przerwać lektury, nim nie dotarłam do końca.
Moim zdaniem najbardziej intryguje fakt, iż nie chodzi tu
tylko o błahe tajemnice rodziny, ale o sekrety całej naszej historii.
Czy na
pewno wiemy jak wyglądał początek chrześcijaństwa?
Sama autorka podkreśla, że powieść jest fikcyjna, ale nie
wzięła się z samej wyobraźni. S. M. Borowiecky posiada wiele informacji, które zbierała latami, to
autentyczne dowody pokazujące, że takie sytuacje mają miejsce, nie są zmyślone.
Ten szczegół chyba najbardziej szokuje i nie można pozostać wobec czegoś takiego
obojętnym.
Tytuł doskonale obrazuje całość tej niewiarygodnej historii.
To przecież ostatnie przykazanie, które dotyczy żądzy posiadania, jaka obezwładnia człowieka i popycha ku następnym grzechom.
" Wielu badaczy Starego Testamentu uważa, że Dziesięć Przykazań, jakie Bóg dał ludziom, to tak naprawdę tylko dwa ostatnie połączone w jedno, mówiące o pokusach, czyli "nie będziesz pragnął żony bliźniego swego, ani żadnej rzeczy, która jego jest". W nim wyraża się prawda o zagładzie, jaką niesie za sobą chciwość. Wszystkie pozostałe osiem przykazań, to jedynie wykaz czynów, do jakich ludzie są gotowi się posunąć, żeby zdobyć to, czego akurat pragną."
Zakończenie pozostawia w niedosycie i wręcz zmusza do
sięgnięcia po kolejną część.
Jest to bez wątpienia trudna książka napisana lekkim,
przystępnym językiem. Naprawdę warto ją poznać. Pozycja na pewno zostanie w
pamięci na długo, nie tylko ze względu na tematykę, ale również na moc wrażeń,
jaką wywołuje. "Ani żadnej rzeczy" porusza, zaskakuje i wzbudza masę
silnych emocji oraz refleksji. To również przepiękna historia o poszukiwaniu
własnych korzeni i odkrywaniu samego siebie.
Z przyjemnością i ogromną ciekawością sięgnę po następną
część, a was zachęcam do lektury! Jeśli lubicie rożne teorie spiskowe i
sekrety, z pewnością wam się spodoba!
Druga część pewnie też Ci się spodoba.
OdpowiedzUsuńCzuję się zaintrygowana. :)
OdpowiedzUsuń___
Pozdrawiam serdecznie ♥♥
Nie oceniam po okładkach
Dobrze, że Ci się książka podobała, ale ja nie mam zamiaru po nią sięgać. Wystarczy mi wywiad z autorką, który jakiś czas temu czytałam i w którym zabłysnęła w cudownie negatywny sposób oraz niezbyt pozytywne opinie nt. jej dzieła osób, którym wiedzy naprawdę ufam.
OdpowiedzUsuńBrzmi całkiem dobrze i dość intrygująco, ja jednak zupełnie nie mam chęci na takie klimaty niestety. Wiara to "nie moja bajka".
OdpowiedzUsuńKontrowersyjne książki z reguły są dobre ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo intrygująco, a że lubię czytać o tajemnicach chrześcijaństwa, nawet jeśli to tylko fikcja, to dodaję "Ani żadnej rzeczy" na swoją listę :)
OdpowiedzUsuńwww.ostatni-akapit.com
Wydaje mi się, że jest to bardzo ciekawa pozycja dla mnie. Dodatkowo wielki szacun dla Autorki, że wydawanie książek wzięła w swoje ręce... bo z Wydawnictwami bywa różnie. Nawet, jako blogerka, spotykam się z różnymi historiami i doświadczam różnych rzeczy z ich strony.
OdpowiedzUsuń